Etykiety

czwartek, 2 czerwca 2011

Recipe for life

Nie będę tu pisał o sposobie na życie i innych górnolotnych frazesach bo takie  można usłyszeć w filmach od pierwszego z brzegu łysego starego mnicha koniecznie w jakiejś świątyni znajdującej się 20 godzin lotu, 4 godziny jazdy Jeepem i  godzinną wspinaczką po pionowej ścianie do  najbliższego miasta.  A jego największym stresem i problemem jest..."czy przerwać medytacje na kupę czy nie" .
Chodzi mi tu o serial TVN przepis na życie. Pod koniec można odnieść wrażenie że główna bohaterka otoczona jest ludźmi którzy nie mają żadnych zajęć z wyjątkiem spotkani na których kombinują jaką to zrobić jej przyjemną niespodziankę. I serwują nam widzom jak należy zwalić się całą grupą i zrobić remont za free.
I nie wiem jaki reżyser miał cel w pokazywaniu takich akcji.
Może mu chodziło o pokazanie ile radości daje obdarowywanie. I jak to dobrze jest pomagać razem bo w jedności siła.
A może chodziło o to by ludzie zaczeli się zastanawiać. "Kurcze ale ja mam mało przyjaciuł, a ci których mam nie mieli by na to czasu i ochoty." Jak wiemy z fizyki wszystko jest względne i zależy od stanu opserwatora. Z mojego puntu widzenia takie "pospolite ruszenie" w filmnie jest dołujące i nie rzeczywiste.